niedziela, 16 sierpnia 2015

05. Tajemnica przeszłości

Jak widać piąty rozdział xd po wielu, naprawdę wielu staranich i brakach weny oto jest. Dla osób, które to zainteresuje - pozostał jeszcze tylko epilog, a potem (mam nadzieje) pojawi nowe opowiadanie (tym razem jednak trochę dłuższe xd), które już tworzy się w mojej głowie!
Nie pozostaje mi nic innego jak zaprosić do czytania <3

- Co wy tutaj robicie? - zapytał zdezorientowany Uzumaki, obdarowując swoich poprzedników niezrozumiałymi spojrzeniami i raz po raz spoglądając to na nich, to na swojego syna, w którego objęciach spoczywała teraz nadal pogrążona we śnie Sarada.
- To dosyć długa historia, gdzie Sasuke? - zapytała Piąta z lekkim niepokojem.
- Tata poszedł sprawdzić teren - usłyszeli zaspany, zaniepokojony głos brunetki, która z wdzięcznością kiwnęła na Boruto i stanęła na swych własnych nogach. - Usłyszeliśmy dziwne dźwięki w tamtych zaroślach - wskazała kilka gęsto zarośniętych chaszczy. - Papa kazał mi zostać, a sam poszedł w tamtą stronę...
- Nie dobrze - mruknął Kakashi rozglądając się na różne strony. - Naruto... Razem z Tsunade możemy co najwyżej wskazac wam drogę, jednak las jest zabezpieczony jakims silnym polem, które weryfikuje chakre. Osoba, z którą mamy do czynienia musi być naprawdę potężna - wyszeptał ostatnie zdanie, po czym spoglądając wymownie na Tsunade zamilkł.
Kobieta stała przez chwile w zamysleniu, przyglądając się z uwagą gęstemu, nieprzeniknionemu lasowi.
- Tam w środku możecie polegac jedynie na Sharinganie Sarady. Dla ciebie, Naruto i dla twojego syna w lesie nie będzie nic prócz ciemności i mroku. Dlatego wazne jest abyście wszyscy trzymali się razem, nie wolno się wam rozdzielić, w innym wypadku czeka was śmierć - szepnęła patrząc w oczy blondynowi. - Nie wiemy z jakiego powodu, ale ten kto porwał Sakurę i ją więzi, bardzo chce, aby tylko wybrane przez niego osoby znalazły się w jego kryjówce. - powiedziała niby to do Siódmego, jednak ton jej głosu, zdawał się świadczyć o tym, że te kilka niewyraźnych pomruków skierowała tak naprawdę do siebie. - Dzięki Katsuyuu wiem, jaki jest obecny stan na 'polu walki'. Jeśli nie chcecie ich śmierci to...
- Mówisz tak, jakgdyby mama żyła - przerwała jej nagle Sarada, w której sercu zapłonął promyczek nadziei.
- Bo to prawda, Sarado - wtrącił Kakashi. - Sakura żyje...
Tyle wystarczyło by młoda Uchiha pognała w nieznane...

***

W jednej chwili na jego twarzy wykwitł kpiący uśmiech. Dłoń Uchihy nadal tkwiła w jego ciele, rozrywając najważniejsze organy na strzępy.
Splunął krwią wprost na jego kamienną twarz, nadal uśmiechając się ironicznie, nie przejmując się bólem.
- Uchiha - zanucił z lekkim jękiem rudowłosy obdarowując bruneta cynicznym uśmieszkiem. - Skłamałbym mówiąc, że się ciebie nie spodziewałem - rzekł, a wraz z jego słowami dłoń Uchihy zawisła bezwiednie w powietrzu.
- Klon - warknął z poirytowaniem, rozglądając się na boki. W najmniej oczekiwanej chwili jego spojrzenie skrzyżowało się z drżącą różowowłosą, wpatrującą się w niego ze łzami w oczach. Gdy tylko ją dostrzegł po raz pierwszy w tej komnacie był pewien, że to złudzenie - los płata mu okropny żart, bawiąc się jego kosztem. Teraz jednak mógł stwierdzić, że to ona - kobieta, która kochała go całym sercem, matka jego dziecka... Jego ukochana, jedna z najdroższych mu osób. Była cała, to się liczyło, szok jednak postanowił zapanować nad nim, obezwładniając umysł na jakiś czas. Jego ciało zesztywniało, serce przyspieszyło, oddech stał się nierówny, a on sam nie potrafił odwrócić wzroku od jej drobnej sylwetki i uśmiechu jaki wytkwił na jej buzi. Nie trwał on jednak długo gdyż jak szybko się pojawił tak szybko zniknął, ustępując miejsca przerażeniu i dezorientacji.
- Sasuke! - krzyknęła ze strachem ściskajacym jej gardło do granic możliwości, kiedy miecz wroga przeszył na wylot ciało jej męża.
To wszystko działo się za szybko, nie potrafiła poskładać myśli, wirowały i wybijały ją z rytmu w każdej nowej sekundzie, a świadomość, że prawdopodobnie wszystko co się wokół dzieje to zimna i bezuczuciowa rzeczywistość napawała ją jeszcze większym lękiem.
Odetchnęła z ulgą widząc, że jej ukochany tak jak oprawca uniknął śmiercionośnego ciosu za pomocą jednej z technik. Jej serce jednak nadal waliło w nienaturalnie szybkim tempie, a jego uderzenia roznosiły się echem po jej głowie, jak i całej przestrzeni wokół.
Wstała na równe nogi niczym oparzona, dostrzegając nowego przeciwnika, wślizgującego się powoli i ledwo zauważalnie do kamiennej komnaty.
- Nie doceniasz mnie Uchiha! - krzyczał tracący opanowanie wróg, układając dłonie w coraz to nowsze pieczęci.
- To ty nie doceniasz mnie - odwarknął brunet i również zaczął tworzenie jednej ze swoich technik.
Z zapartym tchem i niekończącymi się obawami przyglądała się jak mężczyźni idą łeb w łeb w wymierzaniu sobie nawzajem ciosów. Ich walka przypominała piękny, a zarazem tragiczny taniec.
- Kim ty wogóle jesteś?! - zapytał Uchiha między uderzeniami, jakie kierował w stronę rudowłosego.
Ten na to z furią w oczach rzucił się na niego, nie panując nad własnym ciałem. Był wściekły, stracił resztki swego opanowania, które starał się tak długo trzymać w obecności Uchihów.
- Znowu skleroza cię dopada, Uchiha? - zapytał ocierając wypływającą z ust stróżkę krwi. - Sarezewa Ichi - rzekł z teatralnym ukłonem. - Teraz coś świta? - warknął jeszcze bardziej chrapliwym głosem niż zwykle.
Zapanowała chwila milczenia, którą przerywały tylko rytmiczne kroki zbliżającego się do serca walki chłopca.
- Co się dzieje? - zapytał wyraźnie zaspany, nie przejmując się poczochranymi włosami i potarganym na wszystkie strony ubraniem. - Ichi, co to za człowiek? - wskazał na stojącego twardo Sasuke, który jakgdyby kierowany przeczuciem spojrzał na żone, która teraz nie odrywała wzroku od nastolatka.
- Miałeś nie wychodzić, Sazeko - warknął ostro do chłopca, kierując swoje nadal przepełnione furią tęczówki na niczemu winnego czternastolatka.
Sakura w tym czasie nadal wpatrywała się w nieświadomego niczego bruneta. Ne jego widok jej serce poruszyło się jeszcze szybciej, a umysł podsyłał tylko jedną absurdalną informacje.
- Usłyszałem jakieś krzyki - bronił się chłopiec, podchodząc jeszcze bliżej. - Czy to Uchiha? - zapytał z wrogością lustrując mężczyzne. Zdawał się jednak wielu rzeczy nie rozumieć, choć bez wątpienia był bardzo inteligentny.
Jego czarne oczęta spoczęły mimowolnie na różowowłosej, której łzy w oczach zakuły go delikatnie w klatkę piersiową.
- Sasuke... - wyszeptała poruszona, tak naprawdę nie zaszczycając męża wzrokiem, a jedynie chcąc zwrócić jego uwagę. - On... Wygląda jak ty - jej głos był cichy, przesiąknięty bólem i trwogą. Uchiha przyjrzał się chłopcu, by już po chwili doskoczyć do żony i objąć ją ramieniem, pozwalając, aby zaczerpnęła jego wsparcia i ciepła.
Na twarz Ichi'ego po raz kolejny wstąpił szatański uśmiech, który był oznaką satysfakcji jaką czerpał z patrzenia na ludzkie cierpienie.
Czternastolatek natomiast obdarowywał kazdego z osobna jeszcze bardziej zbłąkanym spojrzeniem niż wcześniej.
- Matki podobno rozpoznają swoje dziecko wszędzie. - przytoczył rudowłosy podchodząc do czarnowłosego chłopca z kunai'em w dłoni. - Któż by pomyślał, że kobieta z klanu Uzumaki, która odbierała poród tak łatwo dała zapędzić się w genjutsu. - zarechotał potwornie i przystawił ostre narzędzie do szyi starającego się zatuszować przerażenie Sazeko.
- O czym ty mówisz, bracie? - zapytał doprowadzony do skrajnej dezorientacji czternastolatek.
- Nie... - szepnęła różowołosa. - Sasuke... Powiedz mi, że to sen. To musi być sen... - wyjęczała kiedy wszystko zaczęło nabierać coraz ciemniejszych, a zarazem wyraźniejszych barw.
- O to samo prosiła mnie Sarada - wyszeptał brunet, nie spuszczając wzroku z podłej twarzy wroga. - A jednak to rzeczywistość... Paskudna, szara rzeczywistość - mówił zaciskając swoje pięści w geście bezradności i złości.
- Bracie, odpowiedz! - wykrzyczał chłopiec, którego oczy wyrażały w tamtej chwili bezkresną pustkę. - Co to wszystko ma znaczyć?!
Ichi nadal nie spuszczając broni z szyi dziecka, westchnął i otworzył usta by ukazać swoją mroczną tajemnice, skrywaną od lat.
- Uchiha zrobił mi wiele złego, wiesz? - zaczął spokojnie, zdawać by się mogło, że odzyskał opanowanie i zdolność trzeźwego myślenia. - Traciłem z każdym dniem kazdy płomyk nadziei jaki się we mnie palił, gdy patrzyłem jak bestialsko mordował moją całą rodzinę, nie będąc świadomym, że pozostał ktoś jeszcze, ktoś kto może szukać zemsty na nim...
- Zemsta cię do niczego nie doprowadzi - przerwała rozpaczliwie Uchiha, na co wróg posłał w jej stronie w porę odbite przez jej męża kunai'e.
- Dlaczego ranisz to dziecko, skoro mnie masz na wyciągnięcie ręki - rzekł brunet, opuszczajac obejmujące do tej pory Sakurę ramiona w dół, na widok końcówki ostrza przebijającej się przez skórę chłopca.
- Bo to bardziej boli, nie uważasz? - zapytał z cynizmem, który przesiąkał każde słowo. - Przyznaj, że nawet szukajac swojej zemsty na Uchiha Itachi'm nie wpadłeś na tak idealny pomysł. - jego głos stał się sykliwy, chłodny i bezuczuciowy. - Najpierw cierpiałeś myśląc, że twoja ukochana została zamordowana, a teraz będziesz cierpiał, patrząc jak morduję waszego syna. - wysyczał z jadem, sprawiając, że oczy chłopca rozszerzyły się do granic możliwości. Informacje jakie do niego dotatły wywołały szok i niedowierzanie.
Różowowłosa padła na kolana, zanosząc się głuchym szlochem.
- Moje dziecko... - wyszeptała, nie potrafiąc znieść myśli, że ma po raz kolejny przechodzić przez ból jakim jest utrata syna.
W istocie chłopiec już chwili pojawienia się w pomieszczeniu przyciągnął jej uwagę. Był idealną kopią swojego ojca sprzed kilkunastu lat. Te same hebanowe włosy, te same czarne niczym odchłań oczy, blada skóra i talent do ukrywania swoich uczuć - tak właśnie prezentował się Sazeko, będąc repliką Uchihy.
- Oszczędź go, a zabij mnie - warknął Uchiha, rozstawiajac ręce w geście poddania się woli wroga.
- Kuszące, nie powiem... - zarechotał oprawca - Ale dlaczego mam sobie odebrać przyjemność patrzenia na twoje cierpienie? Zabiję cię bez względu na to co mi powiesz - uświadomił. - A zabijając chłopca, będę... - nie dane mu było skończyć gdyż niespodziewany dla niego ból rozszedł się po jego plecach, sprawiając utratę równowagi i wypuszczenie kunai'a z rąk...

- Sasuke - usłyszał tuż przy uchu wyciszony maksymalnie głos Karin.
Spojrzał na nią z lekką irytacją jednak dostrzegając jej zmartwiony wzrok ułożył delikatnie zmęczoną porodem Sakure na leżance całując w czoło.
- Zaraz wracam - obiecał jeszcze posyłając jej najszerszy uśmiech na jaki było go stać by już po chwili ruszyć śladem czerwonowłosej. - Coś nie tak? - zapytał kiedy wszedł do sąsiadującego z pokojem różowowłosej pomieszczenia, w którym powinny znajdować się jego nowonarodzone dzieci.
- Przykro mi - wyszeptała kobieta podchodząc do bliźniaków owiniętych szczelnie kocem i wzięła do ręki jedno z nich.
Gdy tylko do umysłu bruneta doszedł sens słów kobiety i zrozumiał co takiego się stało, zacisnął dłonie w pięści, a jego krtań ścisnął żal. - Był zdrowy podczas narodzin - dodała jeszcze smętnie kobieta, również odczuwająca niebywały żal, który jednak ze wszelkich sił udało jej się ukryć, podając mężczyźnie martwego chłopca.
- Co z Saradą? - zapytał starając się zabrzmieć chłodno, jednak patrząc na bladą buzię swojego syna jedyne co zawierał jego głos to ból i gorycz.
- Śpi. - poinformowała, podnosząc  pogrążoną we śnie dziewczynkę, której zaróżowone policzki i unosząca się równomiernie pod materiałem klatka piersiowa, potwierdziały prawdziwość słów Karin. - Nic jej nie jest... - dodała aby uspokoic nieco nerwy mężczyzny - na próżno. Nadal bezwiednie patrzył na martwą twarz swojego dziecka. - Chcesz jej o tym powiedzieć? Czy ja mam to zrobić? - zapytała kobieta cicho, kierowana instynktem wskazując na pomieszczenie obok, w którym znajdowała się nadal nieświadoma matka chłopca.
- Ja to zrobię - wyszeptał, układając ciało syna na wcześniejszym miejscu i dotykając swoja chłodną ręką jego lodowatego polika.
Kilka minut później po całej kryjówce rozniósł się płacz i niewyobrażalny, rozdzierający serce krzyk rozpaczy...

- Sazeko... - szepnęła kobieta, łapiąc chłopca w swoje ramiona. - Moje dziecko... - mówiła, kiedy wyrwała się ze świata wspomnień.
Jej syn, dziecko, które była pewna spotkać dopiero w zaświatach jest tu - zdrowy, silny... Emocje kumulowały się w jej wnętrzu, zaćmiewając jej umysł i odciągając myśli od walki jaka toczyła się kilka metrów obok. Nie dostrzegała nawet, że w świątyni pojawiły się kolejne osoby, że mają wsparcie.
Walka jaka odbywała się na samym środku świątyni niosła za sobą ogromne zniszczenia, a jej uczestnicy nie spuszczali gardy nawet na sekunde. Wiedzieli, że od tej walki zależy ich życie. Ona jednak nadal całą uwagę skupiała na czternastolatku.
Choć chłopiec był bardzo inteligentny, to jednak nie mógł zrozumieć tego co zaszło. Był... Zdezorientowany - choć to mało powiedziane, był wręcz oszołomiony! Całe jego dotychczasowe życie okazało się wierutnym kłamstwem, którego kreatorem była jedyna osoba, której ufał. Nie wiedział ile tak tkwił w uścisku matki, nie potrafiąc go nawet odwzajemnić. Wszystkie myśli wirowały w jego głowie, przyprawiając go o zmieszanie i zamyślenie, które przerwał nagle rozlegający się głos...
- Mama! - usłyszeli oboje krzyk czarnowłosej dziewczynki, wbiegającej właśnie do pomieszczenia. - Mamo! - powtórzyła jeszcze raz, rzucając się w ramiona rodzicielki, w których jeszcze przed chwilą tkwił jej starszy brat, który teraz przyglądał się tej scenie z pustką w oczach. To wszystko działo się zbyt szybko... - Myślałam, że ty... - szepnęła cicho, niemal już płacząc.
- Cichutko, kochanie - przerwała jej różowowłosa, głaszcząc córkę po włosach, nie zapominając o stojacym tuż obok chłopcu. - Co ty tutaj robisz? - zapytała odsuwając ją na odpowiednią odległość, rzucając ukratkowe spojrzenie synowi, który zdawał się być pogrążonym we własnym świecie zadumy i przemyśleń.
- Ja i tata... - znów nie dane jej było skończyć gdyż nagle rozległ się ogłuszający krzyk, wydobywający się z gardła czarnowłosego mężczyzny, którego wzrok skierowany był w stronę pędzących z zawrotną prędkością shurikenów, będących na kursie kolizyjznym z ciałami jego dzieci.
- Sarada! - krzyczał jeszcze młody Uzumaki, rzucając się do biegu.
To była chwila, instynkt. Z niebywałą prędkością różowowłosa znalazła się na torze lotu broni, tak aby żadne nie skaleczyło żadnego z bliźniąt.
Była gotowa na ból, na śmierć...
Żadne z nich jednak nie nadeszło.
Zamiast tego dostrzegła tylko czarne jak noc tęczówki i opadające bezwiednie ciało z wbitymi w plecy kilkoma ogromnymi shuriken'ami...

czwartek, 13 sierpnia 2015

Martwa za życia

Nie mam pojęcia, kiedy uda mi się wziąć za rozdził piąty. Straciłam wenę i chęci...
Możliwe, że nikt, bądź tylko malutka garsteczka osób to czyta. Cóż... Gdy o tym myśle, tracę chęci jeszcze bardziej. Ech :/
Przygotowałam jednak coś dla tych, którzy jednak postanowili przeczytać, skomentować. To dla tych osób mam ochotę czasami przysiąść i napisać choć trzy linijki.
Jednopartówka, którą publikuje jest... Taka jak wszystkie moje posty - bardzo króciutka, jednak mam nadzieję, że nie całkiem beznadziejna.
Dziękuje wam wszystkim i zapraszam do czytania!

Stała wyprostowana niczym struna na skraju dachu jednego z tokijskich wieżowców, przyglądając się szaremu i ponuremu światu z góry.
Jej chłodne spojrzenie szmaragdowych tęczówek lustrowało całe otoczenie z dystansem i ostrożnością, co jakiś czas ukrywając się pod pomalowanymi idealnie eyelinerem powiekami.
Nic prócz miejsca, w którym się znajdywała nie zdradzało jej zamiarów, a wręcz zaprzeczało temu co już za kilka chwil miało się wydarzyć.
- Kto by pomyślał... - wyszeptała uśmiechając się blado i unosząc swą głowę przed siebie w celu ujrzenia po raz ostatni nieboskłonu, który ku jej niezadowoleniu spowity był gęstą warstwą czarnych, smolistych wręcz chmur. - To koniec. - powiedziała, odruchowo ocierając łzę, która o dziwo nie wydostała się spod wachlarza jej długich rzęs, a pozostała nieznośnie zasnuwając mgłą jej oczęta.
Z początku sama myśl o odebraniu sobie życia była w jej pojęciu absurdalna - panicznie bała się śmierci, nie miała odwagi aby sięgnąć po nóż czy po szklankę wody, którą popiłaby trzymane już kikakrotnie w dłoni tabletki nasenne. Po upływie czasu, kiedy sprawy zaczęły przybierać coraz to gorszy obrót, zaczęła wręcz obsesyjnie myślec o odebraniu sobie życia, o zakończeniu całej tej złej passy, ciągnącej się z zapamiętaniem podczas już od dnia jej narodzin...
Wyciagnęła drżącymi od emocji dłońmi telefon komórkowy, który spoczywał bezpiecznie w kieszeni jej długiego płaszcza. Musiała zadzwonić, musiała mu powiedzieć, musiała przeprosić, że zostawia go samego.
- Sakura? - jego chłodny głos zabrzmiał po drugiej stronie w słuchawce, sprawiając, że po jej twarzy przebiegł cień usmiechu. Tak bardzo chciała przed śmiercią go jeszcze zobaczyć... - Mam ważne spotkanie, nie mogę teraz rozmawiać. - rzekł z lekką irytacją, będąc pewnym, że jego żona z braku pacjentów w szpitalu postanowiła z nim porozmawiać. Często tak robiła, zwłaszcza, gdy tak jak ostatniej nocy znajdywał się poza domem, a w jej sercu odzywała się potrzeba bliskości ukochanego.
- Wiem, Sasuke, ale... - jej głos ugrzązł w gardle, a ona sama zaniosła się cichutkim, tęsknym szlochem.  Żal ściskał jej krtań niczym bolesny łańcuch. - Chciałam się pożegnać. - wydusiła w końcu, tracąc całkowicie chłód jaki utrzymywała przez ostatnie kilka dni. W jej głosie natomiast zabrzmiały smutek, rozpacz, ale także zdecydowanie.
- Żarty sobie robisz? - zapytał rozjuszony, nierozumiejąc słów żony. - Widzimy się za dwie godziny...
- Nie, Sasuke... - przerwała mu szybko. - Nie zobaczymy się. Przepraszam - rzekła i przysunęła się jeszcze bliżej krawędzi dachu wierzowca. - Kocham cię. - wydusiła na zakończenie nim rzuciła swój telefon kilka metrów dalej. Nie obchodziły ją krzyki mężczyzny czy też jego głośne przekleństwa, które nadal dało się słyszeć w odrzuconej na twardy beton słuchawce. Zależało jej tylko, aby po raz ostatni usłyszeć głos męża, by móc odejść szczęśliwą. Nie potrzebowała, a nawet nie chciała rozmów i tłumaczeń. Za pewne gdyby wsłuchiwała się w tę aksamitną barwę jeszcze chwilę dłużej, nie dałaby rady zrobić tego decydującego ruchu.
Z łomoczącym sercem i przyspieszonym oddechem wystąpiła krok przed siebie by już po chwili z zawrotną prędkością lecieć w stronę twardego, betonowego chodnika.
O dziwo na jej twarzy wykwitł delikatny, szczęśliwy uśmiech.
Koniec zmartwień...
Koniec jej wszystkich problemów...
Koniec jej życia...
Odetchnęła z ulgą.
- Kocham cię, Sasuke - wyrzekła jeszcze nim jej ciało gruchnęło z łoskotem o wychłodzony, mokry od rozpoczynającego swój żałobny taniec deszczu asfalt...